Hej! Dziś dodaje jednorazówkę –
jednoczęściowe opowiadanie. Wiem, że długie przerwy w pisaniu mi nie służą, ale
mam nadzieje, że jest do przeżycia. Komentujcie!
Ostatnie miesiące były dla mnie
okropnym koszmarem! Oczywiście na początku było wspaniale – ja, Maks i ślub,
który był jak z bajki… Potem jak to w bajkach bywa – dramat! Olga, dziecko,
nasze rozstanie. To wszystko działo się tak szybko. Normalni ludzie dawno
stwierdzili, że nasz związek nie ma szansy na przetrwanie. Przyznam się, że z
początku też tak pomyślałam, dlatego stwierdziłam, że najlepszym sposobem jest
wyjazd do Warszawy, aby odpocząć od rzeczywistości, od Maksa, który nalegał,
żebym została. Nie zrozumiał, że potrzebuje czasu, w końcu jestem KOBIETĄ! Nie
potrafię przejść do porządku dziennego po tym jak powiedział mi, że będzie miał
dziecko z inną. Nie jestem stworzona do życia w trójkącie, a właściwie to w
czworokącie. Wszystko zmieniło się w dniu, gdy zadzwoniła do mnie Beata – moja
kochana siostrzyczka. Opowiedziała o wszystkim, co działo się w Toruniu, oj
działo się działo. Olga urodziła przedwcześnie synka – no to moje gratulacje!
Ale to nie było najważniejsze… Wyniki testów na ojcostwo nie wykazały ŻADNEGO
pokrewieństwa między Maksem, a synem Olgi! Muszę tam wrócić!
><
Obrałam kierunek – Toruń. Zachowuje
się jak jakaś wariatka! Co nagle pójdę do niego i zacznę go pocieszać?! Wiem
tylko, że takiej szansy od losu mogę już nie dostać. Czasem warto zawalczyć o
swoje… Mam nadzieję, że uda nam się znów by razem, tylko czy Maks też tego
chce? Przecież przysięgałam mu przed ołtarzem, że go nie opuszczę. Pojawił się
pierwszy problem, a ja uciekłam. Jak mogłam być taka głupia?! Zawiodłam go,
przede wszystkim, jako żona. A tak mówiłam na niego, gdy wyjechał do Somalii, a
teraz zrobiłam dokładnie to samo! Jestem żałosna….
><
Muszę z nią porozmawiać… Nie
potrafię bez niej żyć! Wiem, że to może głupio zabrzmi, ale cieszę się, że to
nie moje dziecko. To znaczy chciałbym mieć dziecko i to bardzo, ale tylko i
wyłącznie z Alicją. Tylko, żeby spełnić to marzenie muszę sprowadzić ją do
Torunia, a jak nie to ja się wprowadzam do Warszawy! Powinienem spakować
najpierw walizki, gdybym musiał tam zostać. Oby nie!
><
Już od jakiś 40 minut siedzę pod
mieszkaniem Maksa Kellera – mojego męża. Jak to ładnie brzmi! A co jeżeli
zażąda rozwodu? Nie mogę tak myśleć, muszę w końcu nacisnąć ten cholerny
dzwonek! O drzwi się otwierają, a zza nich wyjawia się Maks z walizką. O nie!
Wyjeżdża?!
- Alicja? – zapytał z niedowierzaniem.
- Przepraszam, wychodziłeś, ja nie
powinnam…- powiedziałam i zaczęłam się oddalać, ale on wyminął walizkę i
podążył za mną. Nagle napotkałam przeszkodę – ściana. Idiotka! Stał tak blisko,
a nasze usta dzieliły minimetry.
- Może wejdziemy do środka? – czar
prysł! Jeszcze chwila, a byśmy nie mogli się od siebie oderwać. Kurde! Ja to
mam szczęście do niezręcznych sytuacji…
- Jasne – odpowiedziałam.
Po chwili siedziałam w salonie i
czekałam, aż Maks wróci z kuchni. Poszedł niby po herbatę, ale wiem, że pewnie
bije się teraz z własnymi myślami. O idzie! Usiadł obok mnie czekając jak
zacznę mówić.
- Słyszałam o tym, co się stało w
Toruniu, jak mnie nie było…Przykro mi, naprawdę – powiedziałam i położyłam rękę
na jego ramieniu, ale natychmiast ją zdjęłam, nie mogłabym z nim rozmawiać,
dotykając go. To nie ułatwiłoby skupienia się nad tym, co mówię.
- Tobie jest przykro? To mi jest
przykro, albo nie, ja jestem wściekły! Pozwoliłem ci odejść i skupiłem się na
dziecku, które nie było moje! – mówił podniesionym tonem.
- Skąd mogłeś wiedzieć? To wszystko,
to tylko i wyłącznie moja wina. Parę miesięcy temu ci coś obiecałam, była to
obietnica do końca życia – ja złamałam ją po zaledwie 2 miesiącach. Uciekłam
przed problemem, zawiodłam cię – w moich oczach pojawiły się łzy.
- Alicja, o czym ty mówisz?
- Kim jest żona, która tak łatwo
odpuszcza, nie walczy? Jestem nic nie warta, jestem…żałosna – teraz płakałam,
wręcz histeryzowałam, ale Maks natychmiast zagarnął mnie w swoje ramiona,
powtarzając, że wszystko będzie dobrze.
- Nie płacz, proszę cię – mówił
spokojnym głosem. Po chwili nie miałam już nawet siły, żeby płakać.
- A wiesz, dlaczego tak trudno mi
było z tym pogodzić? Bo to ja chciałam dać to ci dziecko, to pierwsze dziecko…
- kontynuowałam.
- Ala, kochanie – zorientował się,
co powiedział. – Przepraszam, to był odruch, nie powinienem…- tłumaczył się
skrępowany.
- Mógłbyś to powiedzieć jeszcze raz?
– zapytałam z tymi iskierkami szczęścia w oczach.
- Kochanie… - zawahał się. –
Będziemy mieli dziecko, ale nie jedno, całą gromadkę, – jeśli tylko będziesz
chciała – powiedział z taką czułością w głosie.
- Będziesz mi w stanie kiedyś wybaczyć?
– spytałam niedowierzając.
- Ja? Ja nie mam ci, czego wybaczać –
stwierdził i delikatnie musnął moje usta, a ja znacznie pogłębiłam pocałunek. Po
chwili oderwał się ode mnie. Zrobiłam oburzoną minkę. – Wiem, w jakim to
kierunku zmierza – powiedział z zadziornym uśmieszkiem, – ale jeżeli teraz tego
nie przerwiemy, jutro będziemy niewyspani – wskazał na zegarek, na którym
widniała godzina 23:43.
- Powiedzmy, że zgadzam się na twoje
warunki, ale najpierw powiesz mi, dokąd się wybierałeś – spojrzałam na walizkę
stojącą w kącie.
- Ehhh… do ciebie – spojrzał mi
prosto w oczy. – Musiałem się przygotować na ewentualną przeprowadzkę, gdybyś
nie chciała wróci ze mną do Torunia.
- Wiesz, że cię kocham?
- Pomyślmy… - udawał, że się
zastanawia – Mam trochę wątpliwości, czy mogłabyś je rozwiać?
- Kocham cię, kocham cię, kocham cię
– mówiłam po każdym czułym pocałunku.
- Wystarczy – powiedział z uśmiechem
– a teraz…
- A teraz…. – kokietowałam go, „przypadkowo”
go dotykając.
- Przestań – starał się powiedzieć
poważnie, ale wiedziałam, że zaraz się zacznie śmiać. – A teraz grzecznie
pójdziemy spać.
- Maks… - wypowiedziałam przeciągle
jego imię i zrobiłam słodką minkę.
- No dobra. Wspólny prysznic?
- Z tobą? Zawsze.